Publicyści Rzeczpospolitej Publicyści Rzeczpospolitej
163
BLOG

Terlikowski: Antysemityzm czy cynizm

Publicyści Rzeczpospolitej Publicyści Rzeczpospolitej Polityka Obserwuj notkę 49

Oglądając spot LPR nie miałem wątpliwości: postendecy postanowili dać wyraźny znak, że nie podoba im się proamerykańska i proizraelska polityka obecnych (i nie tylko, bo w tej sprawie istnieje wyraźna ciągłość) władz Polski. A zrobiono to pokazując prezydenta Lecha Kaczyńskiego w jarmułce pod Ścianą Płaczu. Czy jednak jest to już antysemityzm? Czy - jak chce komentator “Gazety Wyborczej” - obrazki te są tylko lekko przesłoniętym komunikatem odwołującym się do antysemickich stereotypów? Odpowiedź, niestety, jest raczej twierdząca. Bo jakoś trudno mi uwierzyć, że LPR nie znalazł innego zdjęcia prezydenta na Bliskim Wschodzie, trudno też przyjąć, że politycy tej partii nie wiedzieli, że Izrael nie wysłał swoich żołnierzy do Afganistanu i Iraku. Jeśli zaś to wiedzieli - to wykorzystanie fotek prezydenta w kippie miało tylko jeden cel: zasugerować istnienie wszechmocnego lobby żydowskiego, które wciągnęło Polskę w nie naszą wojnę.

W ten komunikat sami politycy LPR zapewne nie wierzą. Ale mają świadomość, że pewien (marginesowy, ale jednak istotny) nurt polskiego elektoratu nadal wyznaje, że za wszelkie polskie nieszczęścia odpowiadają Żydzi (a ci, choć to odnośnie do Izraela absurd, muszą być przedstawieni w jarmułkach). Pokazanie ich i zbicie tego z obrazkami cierpień Polaków odniesie zawsze odpowiedni skutek i skłoni do rozpamiętywanie naszych nieszczęść w odpowiednim świetle. I może pomóc w przeskoczeniu progu wyborczego.

Tyle tylko, że ten prosty wyborczy interes przesłania politykom Ligi o wiele istotniejsze - z punktu widzenia Polski sprawy. I wcale nie chodzi mi tylko o umacnianie (wbrew faktom) stereotypu polskiego antysemityzmu, ale o sprawy o wiele ważniejsze, także z konserwatywno-narodowego punktu widzenia, jaki (rzekomo) bliski ma być Romanowi Giertychowi i jego współpracownikom.

Po pierwsze bowiem - wycofanie się wojsk z Iraku i Afganistanu - to nie tylko kwestia opowiedzenia się za lub przeciw inwazji sprzed kilku lat, ale przede wszystkim - proste pytanie, czy godzimy się na wojnę domową w tych krajach. Każdy świadomy obserwator Bliskiego Wschodu ma świadomość, że wycofanie wojsk koalicji wcale nie sprawi, że wojna się skończy. Przeciwnie zniknie ostatni czynnik jakoś stabilizujący sytuację w Iraku czy Afganistanie. Zamiast mniejszego przelewu krwi będzie więc większy. A odpowiedzialność moralną za to poniosę te państwa, które najpierw wprowadziły tam swoje siły, a potem - gdy okazało się, że ponoszą straty, a zadanie nie jest proste - to rakiem się wycofały. Istotą problemu nie jest zatem obecnie to, czy przed kilkoma laty byliśmy za czy przeciw rozpoczęciu wojny, ale to, czy dla własnej wygody chcemy zaakceptować kolejną niekończącą się wojnę.

Po drugie zaś, kto wie czy nie istotniejsze, wycofanie się wojsk polskich z Iraku i Afganistanu, oznacza zwycięstwo terrorystów. To oni bowiem, a nie parlament i stosowne władze, staliby się bowiem kreatorami polskiej polityki zagranicznej. A na to zgody być nie powinno, bo każde ustępstwo rodzi większą zuchwałość i przekonanie, że jeden czy dwa zamachy mogą skłonić do ucieczki. Nie ma nic gorszego dla naszej polityki zagranicznej niż uprawianie jej z pistoletem przy skroni.

I wreszcie kwestia ostatnia - już nie związana z bieżącą polityką. Obserwując obecnie świat trudno nie dostrzec, że jeśli mowa jest o konflikcie cywilizacji - to jego linia przebiega między państwami zachodnimi a muzułmańskimi. A na tak zarysowanej mapie - Izrael jest w naturalny sposób po tej samej stronie, co Polska. I nam i im zależy na tym, by demokracja, prawa człowieka i kultura euroatlantycka były coraz mocniejsze, tak by nie dopuścić do ich zniszczenia przed “nowych barbarzyńców” z półksiężycem na sztandarach. Tak nam, jak i im zależy na tym, by islam przebył podobną drogę (pytanie, czy jest to możliwe), jak judaizm i chrześcijaństwo. Tylko w ten sposób można bowiem nie tylko zachować istnienie państwa Izrael, ale również zapewnić przyszłość Europie.

Jeśli konserwatysta czy narodowiec tego nie dostrzega - to powody mogą być tylko dwa. Albo nieuleczalna ślepota, zrodzona z przesadnego przywiązania do pism opublikowanych ponad pół wieku temu; albo przedwyborczy cynizm, który dla kilku punktów procentowych jest w stanie odwołać się do najgorszych instynktów i pominąć rzeczywiste interesy Polski i cywilizacji zachodniej.

Tomasz P. Terlikowski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka