Publicyści Rzeczpospolitej Publicyści Rzeczpospolitej
350
BLOG

Ziemkiewicz: palec pod budkę!

Publicyści Rzeczpospolitej Publicyści Rzeczpospolitej Polityka Obserwuj notkę 24

W artykule „Wschodnia dziecinada”, zamieszczonym w Plusie-Minusie sprzed tygodnia (http://www.rp.pl/artykul/61991,479985_Wschodnia__dziecinada.html) nie zmieściła mi się jedna uwaga. Pomyślałem, że o tej drobnej sprawie napiszę później. Zanim zdążyłem, już się zaczęło ziszczać. Tempo, w jakim zmienia się dzisiaj sytuacja, jest doprawdy niesamowite.

Pisałem, pozwolę sobie krótko przypomnieć, o przemianie rosyjskiej polityki. Kreml odchodzi od strategii nieprzejednanej wrogości wobec Zachodu, rezygnuje z propagandy kierowanej przeciwko NATO i podtrzymywania tego rodzaju tez, iż rozpad Sowietów nie był procesem naturalnym, ale zwycięstwem zimnowojennej strategii CIA, osiągniętym między innymi dzięki kupieniu za miliardy dolarów wiarołomnych Polaków do antysłowiańskiej dywersji etc. Koniec tej czkawki po imperium, to już przeszłość. Wyciągając wnioski ze zmian geopolitycznych, Rosja postanowiła dołączyć do Zachodu jako sojusznik w konfrontacji ze światem Islamu i Dalekiego Wschodu, sojusznik, oczywiście, należycie za swe poparcie wynagradzany. 

Rosja daje do zrozumienia, że gotowa jest dla tego dołączenia do światowej rodziny krajów „cywilizowanych” spełnić pewne warunki, a Zachód daje do zrozumienia, że gotowy jest ją przyjąć. Oczywiście nie ma mowy o prawdziwych zmianach, ale też takich nikt nie żąda. Chodzi o pewne pozorne ucywilizowanie wschodniego mocarstwa − odkręci się trochę śrubę, może ułaskawi Chodorowskiego, odetnie się od sowieckiej przeszłości, przeszlifuje carstwo na spełniającą standardy „praw człowieka” monarchię konstytucyjną, wschodnią technologię utrzymywania mas w ryzach poprzez zadawanie im bólu zmieniając stopniowo na − skuteczniejszą skądinąd − zachodnią, poprzez sprawianie im przyjemności. Konwergencja jest możliwa i oczekiwana, zważywszy, że jednocześnie w Zachodnich elitach władzy i pieniądza narasta, słabo już nawet skrywana, fascynacja chińskim i rosyjskim modelem władzy. Każdy kolejny kryzys utwierdza je w przekonaniu, że gdyby „fachowcy” nie musieli się tak liczyć z irracjonalnymi zachceniami wyborców, nie doszłoby do żadnego załamania rynków finansowych ani wspólnej waluty.
 
Nie rozwodząc się nadmiernie, to właśnie sprawia, że inaczej patrzy dziś Kreml na Polskę. Dotąd z wielu względów opłacało się Moskwie mieć z nami stosunki zaognione, więc je zaogniała przy każdej okazji. Obecnie więcej dają jej stosunki z Warszawą przyjazne. Pojednanie polsko-rosyjskie na wzór pojednania polsko-niemieckiego otwiera bowiem możliwość rozpoczęcia nad Wisły równorzędnej gry z Niemcami.
 
Nie ma w tym, o czym piszę, niczego, co nie byłoby na świecie uznawane za godziwy sposób realizowania swych państwowych interesów w krajach ościennych. Dopóki Moskwa upierała się tkwić w okopach wyrytych jeszcze za czasów sowieckich, dopóty Polskę de facto oddawała całkowicie w strefę działań niemieckich, ograniczając się do oddziaływań z zewnętrz. Nie przeszkadzało jej to, dopóki głównym krótkoterminowym zadaniem było odzyskiwanie byłych sowieckich republik. Teraz jesteśmy już nie tylko pionkiem w grze, ale i planszą. Po pierwsze dlatego, że Ukraina jest już połknięta, a Białoruś nie ma szans uciec z widelca. Po drugie, dlatego, że w Europie wypaliła się już całkowicie zrodzona w entuzjazmie „jesieni ludów” wiara, że misją Europy jest niesienie demokracji coraz dalej i dalej na wschód. Przeciwnie, narasta rozczarowanie dotychczasowym rozszerzeniem. Zresztą wypala się też wiara we wspólną Europę, coraz bardziej wraca ona do „koncertu mocarstw”, do multilateralnej gry między Berlinem, Paryżem a innymi stolicami. W tej sytuacji oferta Rosji może zostać, i moim zdaniem już została, rozszerzona także o ofertę zapewnienia porządku w pewnej części obszarów, na które weszła już UE − weszła, jak niektórzy twierdzą, zbyt pochopnie i więcej jej to przynosi strat niż korzyści.
 
Rozpoczyna się zatem także i nad Wisła gra o to, kto zapewni „porządek w Warszawie” i czy Europa jest w stanie strawić wszystko, co przyłączyła, czy jednak uzna za wskazane czymś się podzielić. Do tej gry potrzebuje Rosja nowych instrumentów. Jakich?
 
W największym skrócie − takich samych, jakich używają Niemcy. Przecież niemiecki podatnik łoży co roku ogromne sumy na działalność lobbystyczną swego kraju nad Wisła. Prawie wszystkie nadwiślańskie think-tanki utrzymują się z niemieckich grantów. Elity akademickie, czy raczej ta ich część, która zasługuje na nagrodę za dobre zachowanie, żyją z zaproszeń na niemieckie uniwersytety, pisarze z tłumaczeń i stypendiów fundowanych przez rozmaite niemieckie instytucje państwowe i samorządowe, podobnie atrakcyjne oferty dotyczą innych liderów opinii. Powszechność tego zjawiska sprawiła, że Polacy właściwie go już nie zauważają − nie budzi zdziwienia ani tym bardziej sprzeciwu, jeśli w funkcji niezależnych ekspertów objaśniających nam, co powinniśmy robić dla dobra wspólnej Europy występują pracownicy niezależnych instytucji finansowanych w całości z budżetu państwa ościennego.
 
Jeśli więc mam rację − ten właśnie wątek nie zmieścił mi się w artykule sprzed tygodnia − to należy się spodziewać w najbliższym czasie budowy analogicznego lobby rosyjskiego. Obok fundacji Adenauera fundacja, powiedzmy, Hercena, obok Instytutu Goethego − Instytut Puszkina, obok nagród literackich miasta Hamburga − nagroda Piotrogrodzka. Dla naszych opiniotwórczych elit to dobra wiadomość, będą mogły otworzyć także drugą dłoń. Nie zakładam się, czy okazana niedawno gorliwość głoszenia „pojednania z narodem rosyjskim” na jakichkolwiek, choćby najbardziej wątłych podstawach, nie jest w części przypadków oznaką jej otwierania.
 
No i nie zdążyłem jeszcze tego napisać, a tu przychodzi wiadomość, że „Gazprom” postanowił fundować będzie stypendia dla zdolnych studentów Uniwersytetu Warszawskiego.
 
Och, proszę nie gratulować, wróżenie to mój zawód. Proszę wziąć „Pieprzony los Kataryniarza” i sprawdzić. Literacko rzecz się bardzo zestarzała, przyznaje, ale generalna intuicja młodego wówczas autora się potwierdza. 
 
Ale − always look on the bright side of life − zamiast się smucić, pomyślcie tylko Państwo, jakie nowe możliwości się otwierają dla tych, którym różne zgredowskie sitwy polokowały drogi dostępu do pieniędzy z Zachodu. A język rosyjski − słowiański, nietrudny, a i kultura tamtejsza dla Polaka ciekawsza niż nudne, ciężkie traktaty teutońskich filozofów…
 
Palec pod budkę, bo za minutkę zamykam budkę − jak wyliczano na podwórku w czasach mojego dzieciństwa. Nie ma na co czekać. Chyba, że ktoś wciąż liczy, że oprócz niemieckiego i rosyjskiego powstanie tu wreszcie także lobby polskie… „Ale cóż tam marzyć o tem”, jak mawiał pan Rzecki, ostatni polski romantyk.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka