Jak prowadzić długotrwałą, podprogową kampanię przeciwko nielubianemu politykowi, uczy nas największy polski dziennik opiniotwórczy.
W ramach akcji „Polskie drogi” „Gazeta Wyborcza” publikuje słynne zdjęcie z końca 2007 r.: fotoradar uchwycił skodę z Jarosławem Kaczyńskim na siedzeniu pasażera, przekraczającą dozwoloną prędkość w miejscowości Biały Bór (Zachodniopomorskie). Ostatnie zdanie podpisu brzmi: „Zamyślony prezes nie zwrócił uwagi na SZALEŃCZĄ JAZDĘ”.
No tak – pomyśli czytelnik GW – ten cholerny, zapyziały, arogancki karzeł, nie dość, że wszystkich obraża, nie dość, że podlizuje się Rydzykowi, to jeszcze łamie przepisy drogowe i każe swojemu kierowcy pędzić na złamanie karku!
Jak łatwo mącić ludziom w głowach… Komuż bowiem (oprócz niżej podpisanego propisowskiego, podlizującego się Kaczorom publicysty) chciałoby się szperać w archiwach i szukać informacji o tym, z jaką prędkością jechała półtora roku temu skoda prezesa PiS w Białym Borze? A jechała z prędkością… 66 kilometrów na godzinę, na szosie z ograniczeniem prędkości do 40 km/h. Mandat się należał, i owszem, ale żeby od razu pisać o szaleńczej jeździe…
A może ta „szaleńcza jazda” pojawiła się dlatego, że „Gazeta Wyborcza” po prostu nienawidzi Kaczyńskiego i wykorzysta każdy skrawek każdej strony każdego wydania, by raz jeszcze przypomnieć czytelnikowi, z jakim potworem ma do czynienia (bo czytelnik mógłby, nie daj Bóg, zapomnieć)?
Eeee, chyba się zagalopowałem w tej spiskowej teorii.
Skądinąd ciekaw jestem, jaki podpis wymyśli redaktor GW pod zdjęciem służbowego auta marszałka Komorowskiego, które śmigało po warszawskiej ulicy Armii Ludowej (limit: 60 km/h) z prędkością 140 km/h…
Marek Magierowski
Komentarze